Dokąd prowadzisz, gniewie?

Felieton Beaty Dyraga w stałej rubryce „Corporate wellness” magazynu Personel PLUS – maj 2021

O gniewie, stresie, a poniekąd też o bezradności jako przyczynach wybuchów, o zniecierpliwieniu sytuacją, która przecież „miała być tylko chwilowa” – głównie o tym rozmawiam ostatnio podczas warsztatów i wykładów. Niesprawiedliwe traktowanie, obowiązki, którym nie można sprostać, praca zlewająca się z życiem prywatnym, narastające troski i bolączki codzienności to tylko kilka przykładowych sytuacji, które mogą doprowadzić człowieka na skraj. Emocje w końcu sięgają zenitu i… co się wtedy dzieje?

Wszyscy chyba znamy potoczne powiedzenia: „podniosło mi się ciśnienie” albo „zaraz mnie krew zaleje”. Co ciekawe, to nie tylko słowa, ale i opis reakcji fizjologicznych (np. podniesienia ciśnienia tętniczego krwi), które pojawiają się podczas „eksplozji” i – co ważne – nie znikają po jej zakończeniu, gdy już emocje opadną. A przynajmniej nie od razu.

Od zarania dziejów wszystkim emocjom towarzyszą odczucia somatyczne. W stresie podnosi się poziom kortyzolu, który pobudza inne hormony, w tym adrenalinę, by w ten sposób przygotować organizm do działania.

W niektórych sytuacjach, np. zagrożenia życia (korzystali z tego nasi przodkowie), jest to bardzo pomocne, ale w życiu codziennym niekoniecznie, bowiem zbyt długo utrzymujące się wysokie
stężenie obu hormonów prowadzi po prostu do chorób.

W skrajnych przypadkach do nerwicy, a nawet do zawału, zwłaszcza wśród tych, który żyją w długo trwałym stresie, nie dbają o kondycję fizyczną, jak też nie leczą zawczasu różnych schorzeń. A jakie objawy towarzyszą ludziom w stresie, napadach furii, wybuchach złości?

Do typowych należą: płytki oddech, szybkie bicie serca, pocenie się rąk, niektórzy wskazują również zaburzenia koordynacji ruchowej, problemy z widzeniem, zaniki pamięci. Oczywiście wszystko zależy od organizmu i wiele od samej sytuacji. Incydentalna złość na sąsiada, który w niedzielę o świcie nagle uruchamia wiertarkę nie jest tym samym, co długo trwały
tłumiony stres z powodu pracy czy problemów w relacjach, tylko czekający na to, by wybuchnąć i rozlać się po otoczeniu.

À propos tłumienia. Tłumione emocje w końcu wyskoczą jak korki. Nic nie pomogą różnego rodzaju mechanizmy ucieczkowe. Próbujemy je „zajeść”, sięgamy po najróżniejsze używki, spędzamy liczne godziny w mediach społecznościowych czy oglądając seriale. Zagadujemy, zagłuszamy. Ale nie tędy droga. Tylko świadoma konfrontacja z tym, co się z nami dzieje, może doprowadzić do oczyszczenia i spokoju.

Bo nie ma pozytywnych czy negatywnych emocji. Są tylko przyjemne i nieprzyjemne. I żeby sobie poradzić w trudnych sytuacjach, trzeba wejrzeć w to, co się z nami w środku dzieje, pozwolić sobie na doświadczenie tego, co czujemy. Dzięki temu zapobiegnie się typowym reakcjom emocjonalnym, a jak wiadomo, te najmądrzejsze nie są. Szkodzimy sobie, tracimy dostęp do swoich możliwości i potencjału. Nie wspominając już o niekorzystnym wpływie na otoczenie – cierpi rodzina, współpracownicy, przyjaciele.

To niezwykle ważne dla wszystkich. Szczególnie teraz, kiedy emocji jest wiele, a gros z nas wyszło poza swoją strefę komfortu. Sposób, w jaki poradzimy sobie ze swoimi emocjami, zdecyduje o tym, czy ten czas zmiany nas osłabi, czy też – nie walcząc z życiem – zobaczymy w nim szansę na własny rozwój, wzmocnimy się, coś zmienimy.

Medytacja, praca z oddechem, przyglądanie się emocjom, koncentracja na codziennych drobnych rzeczach i radościach, docenienie tego, co jest, obserwowanie i zrozumienie swoich schematów działania. Sięgnięcie po pasje, ruch fizyczny, zdrowy styl życia.

Dróg jest wiele, choć wszystkie prowadzą do jednego. Do panowania nad emocjami i niedopuszczania do tego, by kierowały naszym życiem. Abyśmy wolni i spokojni podążali własną drogą, nawet jeżeli jest ona pełna zakrętów.